sobota, 4 listopada 2017

To se popracowałam...

Szósty dzień w domu.
Ręka jak bolała, tak boli. Chirurg stwierdził, że to naderwanie mięśni obręczy barkowej i czeka mnie minimum dwa tygodnie siedzenia w domu.
Jestem wkurwiona, L4 na okresie próbnym?
Praktycznie mogę już pożegnać wizję przedłużenia umowy.

Moje ADHD cierpi niemiłosiernie: miotam się po domu z usztywnioną łapą na temblaku.
Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że 95% czynności wymaga używania obu rąk.
Dzisiaj udało mi się jakoś wstawić pranie i zmywanie, ale zajęło mi to prawie godzinę.
Zastanawiam się, jak umyć włosy (słuchawkę prysznicową mamy na dziwnej wysokości, przez co trzeba ją trzymać w ręce).
Pięć dni w domu i wariuję. Chcę iść do pracy, pogadać z ludźmi, cokolwiek.
Nawet spacer z psem jest wyzwaniem.
Teoretycznie mogę w tej usztywnionej ręce coś przytrzymać, ale odkryłam, że im mniej nią ruszam, tym mniej boli.
Co 4 godziny biorę Dexaka, inaczej odchodzę od zmysłów z bólu, a dłoń mi się trzęsie jak u paralityka.
Dzisiaj w ogóle, nic, nada, rączką nie robię i jakoś się trzymam bez tabletek ;)

Tata się pochorował. Poważnie.
Podejrzewają mu raka trzustki lub dróg żółciowych (co w rodzinie to, kurwa, nie zginie).
Staram się ograniczać myślenie o przyszłości i nie martwić się na zapas, ale... To jednak siedzi w głowie.
Póki co, trzeba czekać na wyniki.

Zabawne odkrycie:
Do pisania notek też przydają się dwie ręce.
No nic.
Idę nadrabiać seriale. Na szczęście to nie wymaga używania witek... ani mózgu.

12 komentarzy:

  1. Kurcze Lucynka ale d.pa,raz Twoja górna kończyna,dwa Twój tato��Czy Ciebie można jakoś wspomóc finansowo,bo nie mogę nic znaleźć...a kiedyś pamiętam ze zbierałaś. Trzym sie dzielnaTy.

    magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dupa na maksa. Ale będzie dobrze, jakos to ogarniemy :)

      Przypomniałaś mi, że w nowym szablonie nie ma namiarów na fundację, aaaaa! http://www.fundacjaavalon.pl/nasi_beneficjenci/czabaj_lucyna.html

      Jutro z nudów chyba nawet szablon na blogu zmienię, ech.

      Usuń
    2. Przykro mi, że u Ciebie kiepsko :( Ja mam tak fatalną sytuację finansową, że niedawno znajomi kupowali mi jedzenie, bo nie miałam na chleb, a mikro pensja, którą dostawałam nie wystarczała mi nawet na rachunki. Wiem, że Ci ciężko, ale utrzymanie 4 kotów, psa i akwarium (prąd, woda) to spore wydatki, może pomyśl, żeby to ograniczyć np. oddając koty rodzinie/znajomym?
      M.

      Usuń
    3. Spokojnie, póki mam pensję z pracy to dajemy radę. Koty są na barfie, pies je wszystko, a akwaria już dawno same na siebie zarabiają :)
      Jestem na poziomie optymalizacji wydatków stałych, no mamy ich troszkę za dużo.
      Polecam Ci serdecznie książkę "Finansowy Ninja", niesamowicie otwiera oczy. Na początek możesz nawet poczytać bloga Michała Szafrańskiego - autora wcześniej wspomnianej książki.
      Trzymam kciuki za polepszenie sytuacji finansowej :)

      Usuń
    4. bloga znam. dzięki :) i też trzymam za Ciebie kciuki, aby wszystko się ułożyło
      M

      Usuń
  2. Zdrowiej! To najpierw. I... nie mam patentu (sama mam z tym kłopot), ale znajdź sposób na niezwariowanie od tego wszystkiego złego, co się dzieje. A dalej - trzymam kciuki za Tatę. Są szanse, że to jednak nie będzie rak?
    Trzymaj się dzielnie!

    OdpowiedzUsuń
  3. A cieszyłam się z Tobą z tej pracy, kciuki trzymałam, a tu sypie się, i jak zawsze parami... Przykre
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszyscy udzielacie sobie wspaniałych porad w różnych sprawach, więc ja też proszę o radę. Jak dotrzeć do synów aby odwiedzilil lub chociaż zadzwonili do chorego ojca? Ojciec znika w oczach z tęsknoty, ciągle pyta ,,chłopaki dzwonili"? Nie wiem już co mam zrobić. Kiedy nasze dzieci były małe nosił je na plecach, na szyi, na głowie, był na każde ich zawołanie a teraz, kiedy on niedomaga jest przy nim tylko Córka i wspanialy Zięc. Synowie mają ojca w dupie. Jest mi bardzo ciężko to pisać ale to szczera prawda.

    OdpowiedzUsuń
  5. Długo się zastanawiałam ,czy napisać.Ale bliżej mi wiekowo do Pani niż do Lucynki więc się ośmielam.
    Ja bym synom KAZAŁA przyjechać.Teraz ,zaraz ,niech sobie załatwią kilka dni wolnego w pracy ,opiekunkę do dzieci ,czy coś podobnego.
    W takiej sytuacji matka powinna żądać ,a nie prosić.
    Niech przyjadą ,a potem mogą się obrazić.Nie odwoływałabym się do ich serca tylko do rozumu.A rozum dyktuje obowiązki wobec rodziców.
    Pozdrawiam Panią ,z całym szacunkiem.
    A Lucynka jest the best!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym rozumem, to ja bym (z całym szacunkiem) nie szarżowała. Bo to jest sytuacja, w której właśnie najpierw POWINNO zadziałać serce. Odruchowo. Zanim jeszcze rozum przetrawi, przełoży, przeanalizuje i przekalkuluje. Fizjologicznie w takich sytuacjach wyrywa się serce i ono determinuje działania. Jeśli ten mechanizm nie działa (a z tego, co jest napisane nie działa), to obawiam się, że rozum może być jednak zbyt słaby, by przejąć kontrolę.
      To jest sytuacja trochę patowa, bo KAZAĆ czy ŻĄDAĆ można od małych dzieci. A dorosłe dzieci, niestety, robią co chcą. I nie mówię tu, że należy w takim razie zaniechać próśb, błagań czy innych działań, mówię tylko, że trzeba mieć na uwadze, że tak naprawdę niewiele człowiek może.
      Bo jak zmusić kogoś, kto sam z siebie nie jest w stanie zachować się przyzwoicie, z miłością, troską i resztą dobrych ludzkich odruchów, by je w sobie odnalazł?

      To jest temat strasznie trudny i bolesny (a do tego dla mnie zupełnie niezrozumiały, bo tak, jak we wstępie - w moim odczuciu to powinien być odruch bezwarunkowy)... Pani Jadwigo, czy synowie mają jakieś "wymówki", powody, dla których nie mogą (rzekomo) być przy Tacie, zainteresować się, wspierać? Czy to takie najprostsze "nie - bo nie"?
      Wydaje mi się, że - choć to trudne i bolesne - trzeba próbować przemówić im do rozsądku, prosić, namawiać, przekonywać, a jeśli to nie będzie przynosiło rezultatów - zostanie chyba uciec się do kłamstwa (tak, wiem, kiepskie, ale w dobrej wierze) i kiedy Mąż pyta, odpowiadać że owszem, pytali, dzwonili, pozdrawiają, postarają się odwiedzić itd.
      ZMUSIĆ się nie da. Brutalne, ale prawdziwe. To są dorośli faceci, a nie czterolatki, które można wziąć na ręce, zanieść we właściwe miejsce i wyegzekwować...
      Trzymam kciuki za powodzenie przedsięwzięcia, za synów, by się ocknęli i zachowali jak prawdziwi mężczyźni. Jak ludzie. Tak po prostu.

      Usuń
    2. Do miłosci nie da się zmusić ani prośbą ani groźbą. Nie oczekuję od nich wielkiej miłości, pragnę aby nas szanowali (ich żony też) i tylko tyle.

      Usuń

Wysoce prawdopodobne, że nie opublikuję komentarzy, które:
- obrażają autorkę bądź czytelników bloga,
- zawierają tylko link,
- mają charakter religijny i nawołują do "nawrócenia",
- nakłaniają do alternatywnych metod leczenia.

Oczywiście od powyższej reguły są wyjątki!
Akceptujmy i darzmy tolerancją siebie nawzajem :)