piątek, 25 sierpnia 2017

Żyć z wizją końca?

Od dłuższego czasu staram się rozwijać. Wiecie, stan rolki papieru toaletowego ;)
Czytuję sobie różne książki, słucham podcastów i audiobooków i jakoś to leci.

Ostatnio trafiłam na książkę Stephana Coveya "7 nawyków skutecznego działania".
Drugi nawyk zatrząsł posadami mojego świata...

Mówi się, że trzeba żyć, jakby jutra miało nie być.
Żyć, jakby to był ostatni dzień Twojego życia.

Rozumiałam to zawsze jako... no... "rzucić wszystko w pizdu i pojechać w Bieszczady... albo na Bora Bora".
Skakać ze spadochronem, latać helikopterem, jeździć szybko samochodem, sprzedać dom, rozpieprzyć całą kasę na przyjemności codzienne.
Nie chciałam tak żyć. Nie chciałabym zostać zapamiętana jako tchórz, który spieprzył, bo bał się śmierci.

Wracając do książki.
Druga zasada brzmi: "Zaczynaj z wizją końca".
Łzy stanęły mi w oczach, gdy to zobaczyłam. Bo... ja nie chcę pamiętać o tym, że mogę umrzeć. Chcę całą sobą zapomnieć o tym raz na zawsze, pożegnać owe widmo ciążące mi każdego dnia.
A jednak okazuje się, że te widmo może być pozytywne.

Co by było, gdyby "żyć, jakby jutro miało nie nadejść" oznaczało "żyć, aby zapamiętano cię tak, jak chcesz być zapamiętany"?
Klepki we łbie się przewracają, otwierają, zatrzaskują z głośnym hukiem, następuje zmiana priorytetów i... zdajesz sobie sprawę, że to ma sens.

Niczego mnie ta rada nie nauczyła. Bo już z niej korzystam.
Wybieranie priorytetów, skupianie się na rzeczach ważnych, wyrzucanie z życia tego, co zbędne.
Dowiedziałam się jednego:
warto żyć tak, jakby jutra miało nie być.

Co do książki - polecam! :)



19 komentarzy:

  1. a TO slyszalas ?...Carpe diem -

    jednak hasło te nie należy do przeszłości, ale jest wyjątkowo współczesne i aktualne.

    te dwa małe słowa, będące jednym z zasadniczych maksym epikureizmu, a także główną ideę pieśni napisanej przez Horacego w czasach antycznych… Dwa małe słowa, które dosłownie oznaczają "Chwytaj dzień"… Tylko dwa słowa, a tysiące interpretacji…
    Naczelnym motywem utworów tego poety jest maksyma "Carpe diem", która zachęca do wykorzystywania każdej nadarzającej się okazji, by sięgać po swoje szczęście, nie zamartwiać się przyszłością i nie rozpamiętywać przeszłości. Idea "carpe diem" oznacza życie chwilą obecną, bez snucia rozległych planów, bez rozmyślań nad minionymi wydarzeniami. Bowiem przyszłość zawsze jest niepewna, choćbyśmy wyznaczali sobie wzniosłe cele, obierali drogę, to nigdy nie będziemy mieć pewności jak się zachowamy, co uczynimy. Z kolei przeszłości nie da się odmienić, dlatego też pozbawione sensu jest zamartwianie się wszystkim, co już nie wróci.
    Jeśli pójdziemy śladem filozofii Horacego tzn.(ja, Ty, Wy) zaczniemy radować się najmniejszą nawet chwilą, przestaniemy zamartwiać się przeszłością, a przy tym zachowamy równowagę ;)
    Troll

    OdpowiedzUsuń
  2. Codziennie pokazywać kochanym, że się kocha.
    Prawda.
    Ale co z planami? Wiem, że to nie o to chodzi, by ich nie robić. Ale takie skojarzenie się nasuwa. Ale wiem, wiem, że nie o to...
    Zawsze tak mam, że nie mówię "jutro przyjdę, jutro coś zrobię, jutro ukaże się książka (w moim wydawnictwie na przykład - skądinąd przykład takiego działania, które opiera się na planowaniu, co będzie jutro, pojutrze...). Mówię: "planuję, mam zamiar, ma ukazać się...", bo nigdy nie wiem na sto procent co będzie.
    Z jeszcze innej strony - nie lubię poradników. To na ogół mieszanina znanych prawd, ubranych w nową szatkę i przeważnie szatka przeważa, powiedziałabym żartobliwie aliterując. W 99 procentach pisane dla łatwej kasy, działa psychologicznie znany mechanizm, że ludzie czytając poradnik, czują się, jakby JUŻ coś niezwykle ważnego zrobili dla siebie i włożona w to energia wydaje się początkiem zmiany, zmiany, która rzeczywiście się stanie. Praktyka mówi podobno, że tak jest w ułamku procenta. Większość poradników jest poza tym nic nie warta i to jeszcze nie jest najgroźniejsze. Część jest bardzo szkodliwa, bo mówi, w różnych wariantach: zmień myślenie, odrzuć (jakieś) myśli. To prawie tak jakby powiedzieć: "zmień kolor oczu", "urośnij trochę". Przypomina się to zaraz skandaliczna książka Martyny Wojciechowskiej o zwalczaniu depresji siłą woli.
    Nie mówię, że wszystkie poradniki są złe, ale niestety ogromna większość tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo lubię planować ;D
      Czasami mam wrażenie, że moje życie to jedna wielka lista planów. Grunt to mieć w tym planie cel.

      Część poradników to stek bzdur, zgadzam się. Ale są takie, które, no..., dają popalić. Jednym z nich jest właśnie "7 sposóbów...", drugim Pani Swojego Czasu.

      Zwalczyć depresję silną wolą też się da - sprawdziłam ;) Zmienić swoje myślenie też się da.
      Tylko nie wiem, czy czasem nie jest do tego potrzebne jakieś traumatyczne przeżycie. To one zwykle pchają nas w ramiona zmian.

      Jest też ogromna różnica między czytaniem, a wcielaniem w życie.
      Jeśli nie chcesz się zmienić to... Tego nie zrobisz :)

      I powiem jeszcze, że i zmienić kolor oczu się da. I trochę urosnąć też się da.
      Rzeczy niemożliwe siedzą tylko w naszych głowach. Na wszystko jest sposób, tylko trzeba obudzić swoją kreatywność :)

      Usuń
    2. Autorką tej książki jest raczej Beata Pawlikowska ("Wyszłam z niemocy i depresji. Ty też możesz!"). Ktoś, kto pisze, że z depresji można wyjść siłą woli, nigdy nie miał depresji, to bardzo szkodliwe twierdzenie. Depresja jest chorobą, jak rak. Czy z raka można wyjść siłą woli?

      Usuń
    3. Każda choroba i wyjście z niej wymaga silnej woli - bez niej żadne leki nie pomogą, nawet najlepsze.

      Usuń
    4. Silną wolą nie usunę sobie kamieni nerkowych, nie wyleczę dziury w zębie, nie usunę guza z jelit ani nie zmienię poziomu neuroprzekaźników. Przekonanie, że tylko my sami jesteśmy odpowiedzialni za całe swoje życie, karierę i zdrowie, cechuje osoby bardzo niedojrzałe lub niemądre (vide ww. książka Pawlikowskiej) i potrafi wpędzić osoby słabsze psychicznie w jeszcze większe problemy, a nawet doprowadzić do samobójstwa. Uważałabym z tymi tekstami, bo chory na depresję, słysząc, że powinien po prostu zmienić swoje myślenie i wykazać się silną wolą, reaguje tak jak Ty, gdy słyszysz, że jesteś zdrowa albo jak powinnaś się odżywiać. Trochę empatii, Lucyno. Jednych ogranicza własne ciało, inni mają chorą duszę. Ania M. pisze bardzo mądrze. Poradniki to ogólnie zło, zwłaszcza obecnie, gdy jest ich zatrzęsienie.

      Usuń
    5. Przepraszam, pomyliłam autorki, to Pawlikowska.

      Usuń
    6. Ale bez silnej woli nie pójdę do lekarza, nie wytrzymam wizyty u dentysty, ani nie przetrwam po operacji jelita. O tym tu mówię, że trzeba CHCIEĆ, walczyć o to, a nie czekać na to, aby ktoś coś za nas zrobił.
      Podkreślam, że miałam depresję i z niej wyszłam. Do tego uparłam się, że nie będę brać żadnych leków z jej powodu. Podobnie wygrzebala się Mamuśka. Ja żyję tylko dzięki silnej woli (od samego początku miałam leczenie wyłącznie paliatywne).

      Nie twierdzę, że da się wyleczyć samą silną wolą. Ale bez silnej woli człowiek z niczego się nie wyleczy, choćby miał tysiące tabletek.
      A siła woli jest jak mięsień - nie trenowany zanika.
      Dlatego ważne jest dbanie nie tylko o swoje ciało, lecz też o duszę.

      Zdrowie to trochę (ale tylko trochę) loteria, ale za każdy inny aspekt życia odpowiadamy sami. Za niedojrzale uważam unikanie odpowiedzialności za swoje życie.
      Zawsze łatwiej jest powiedzieć "tak chciał Bog" czy "Taki się urodziłem". Dużo trudniej zauważyć, że ZAWSZE jest jakieś wyjście lub rozwiązanie.
      To, że czegoś nie widzimy, nie oznacza, że tego nie ma.

      Usuń
    7. Na pewno ludzie pozytywnie nastawieni do każdej terapii będą ją znosić lepiej, będą mieli wyższą odporność - to jasne. Mobilizacja psychiczna jest bardzo ważna. Ale mechanizm jest do pewnego stopnia odwrotny: człowiek mobilizuje się się psychicznie, bo tę wolę, tę siłę już ma, taką ma konstrukcję psychiczną, takie predyspozycje. To może mieć bardzo różne przyczyny. Ktoś może poradzić sobie ze stanami depresyjnymi, bo... może. Inny sam nie może, choćby pękł. Zło niektórych poradników polega na tym, ze przerzuca się odpowiedzialność: nie dałeś rady, bo za mało się starałeś. A to nie tak.

      Usuń
    8. No mnie właśnie chodzi o tych, którzy tej siły nie mają, którzy sami nie są w stanie "zmienić swego myślenia", bo nie mają siły nawet się ubrać. Piszę z perspektywy osoby chorej na depresję, która jakoś te siły w sobie znajduje, pracuje, ogarnia codzienne sprawy, ale bardzo dużym kosztem. Przeczytałam wiele poradników, chodziłam na terapie, biorę leki, ale za dużo się w moim życiu zdarzyło, żebym samą silną wolą uleczyła swoją duszę. Ja tę silną wolę koncentruję na codziennym przetrwaniu. Znam też osoby, które nie wychodziły z łóżka przez lata. Czy należy je potępić, bo są nieudacznikami? A tu jeszcze zewsząd sygnały, że prawdopodobnie sama jestem sobie winna, bo komuś innemu się udało pozbyć depresji (np. Pawlikowskiej). Ludzie często mylą depresję z załamaniem psychicznym. Depresja to choroba. A spróbuj siłą woli opanować zaburzenia dwubiegunowe lub schizofrenię.

      Usuń
    9. Jeśli się nie da, to się nie da. To właśnie chciałam wyżej powiedzieć. Depresja to nie brak woli, tylko normalna choroba, a mózg to siedlisko tajemniczej woli, lecz cielesna i chemiczna struktura. Ktoś, kto ma dużo wsparcia, a w dodatku mentalność "zwycięzcy", pewnie może mieć tu łatwiej, ale nie wolno obarczać nikogo odpowiedzialnością, że się nie stara przy depresji czy nerwicy. Każdy się stara tak, jak może.

      Usuń
  3. Tu można by się licytować: da się - nie da się. Człowiek, któremu zdarzy się coś wspaniałego, pewnie się może tak wyprostować, że wyda się dwa centymetry wyższy. Ogromna większość ludzi z prawdziwą depresją (neuroprzekaźniki idt), jak przeczyta, że można siłą woli, uzna, że oni sami są jeszcze bardziej beznadziejni, niż myśleli, skoro nie mogą. Niektórzy nawet przejma się tym aż za bardzo i w sposób nieodwracalny. Zamiast w porę pójść do lekarza. To jest skutek takich poradników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi lekarzami w Polsce mamy ogromny problem - wszyscy unikają ich, jak się da.
      A pod kontrolą dobrego psychologa życie jest łatwiejsze, po prostu :)
      I dobry psycholog potrafi naprowadzić człowieka na dobrą drogę :)

      Usuń
    2. Psycholog czy psychiatra, każdy z nich może być dobrym psychoterapeutą, o to właśnie chodzi. Czasem warto, by był psychiatrą, bo może wypisać leki.

      Usuń
  4. Myślę, że wszystko wymaga odrobiny rozsądku i zasady "złotego środka", czytanie poradników też;-) A co do silnej woli, to ja siłą woli, czyli bez prochów i wsparcia psychiatry pokonałam kiedyś nerwicę. To na nią lekarz zwalał, to że fatalnie się czułam, że chudłam i takie tam inne dziwne objawy... Zapewne trochę racji miał, ale chyba nie do końca;-) Tak sobie skutecznie wmówiłam korzystając z pewnego poradnika, że jestem zdrowa, że kiedy już zaczęłam normalnie funkcjonować, a nawet przytyłam, to się przypadkiem okazało, że to nie była nerwica, albo nie tylko nerwica, bo rozmiary mojego lokatora wskazywały na lata hodowli. Ta "przygoda" nauczyła mnie, że to co masz w głowie ma ogromne znaczenie, ale może nie wystarczyć. Dalej sobie wmawiam, że jestem zdrowa, na razie działa, inny lekarz tak twierdzi, a ja wierzę, że się nie myli:-)Pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Myzle, ze glowny blad osob ktore powiedzmy sa w grupie ryzyka poprzez bardzo ryzykowna prace, genetyke, stan zdrowia itp to myslenie,ze oni maja malo czasu a ci 'zdrowi' to dozyja starosci. A tymczasem ci zdrowi moga na drugi dzien wpasc pod samochod, albo jednak nie dozyc tej starosci z roznych innych wzgledow. NIKT nie potrafi przewidziec kiedy odwiedzi nas pani z kosa, wiec KAZDY powinien sie stosowac do tego,zeby zyc jakby jutro mialo nie nastapic. Mozliwe,ze osoby ktore w jakis sposob przestraszyly sie kostuchy maja wieksza motywacje i zrozumienie, zeby wskoczyc na wlasciwy tor i po prostu zyc, cieszyc sie malymi rzeczami... Ja niby jestem zdrowa a wielu fajnych rzeczy probuje sie uczyc obserwujac innych, Lucynke tez, bo kazdy ma swoje demony i nie musi nim byc choroba. Jakis czas temu podlapalam tekst 'tu i teraz' i on mi pomaga jak sie pojawiaja nieprzyjemne chwile. I o to chodzi, bo my istniejemy tu i teraz i nie ma co tkwic w przeszlosci czy w przyszlosci - ktora jest tylko hipotetyczna :)

    OdpowiedzUsuń

Wysoce prawdopodobne, że nie opublikuję komentarzy, które:
- obrażają autorkę bądź czytelników bloga,
- zawierają tylko link,
- mają charakter religijny i nawołują do "nawrócenia",
- nakłaniają do alternatywnych metod leczenia.

Oczywiście od powyższej reguły są wyjątki!
Akceptujmy i darzmy tolerancją siebie nawzajem :)